Drugi tydzień ferii wyżywałyśmy się manualnie. Dom zamieniłyśmy w pracownie i można było się przykleić do serwetek, wybabrać farbą lub masą solą, zaplątać w koronki itp. No ale bawiłyśmy się wyśmienicie, a poczynyniłyśmy między innymi : przyborniki na biurko
A jak miałyśmy powyciągane serwetki to obkleiłyśmy przy okazji serduszka do sypialni i butelkę na przywitanie wiosny, skoro śniegu ani widu ani słychu.
Jak znudziło się nam serwetkowanie, to wzięłyśmy się za masę solną. Na pierwszy ogień poszły aniołki, ale tylko jeden doczekał się wersji finalnej, parę czeka jeszcze do malowania.
Było jeszcze mnóstwo projektów mniej udanych, które nie doczekały się wykończenia, bo w połowie drogi doszłyśmy do wniosku, że nie o to nam chodziło, Leżą sobie teraz gdzieś w szufladach i czekają na przypływ weny domowych majsterkowiczów.
Na koniec wytaszczyłyśmy działa większego kalibru i zaatakowałyśmy naszą poczciwą maszynę-biurko po dziadku. Chęci miałyśmy spore ale w praktyce okazało się to za mało i trzeba było wzywać męskie posiłki :)
Dziś maszyna jest już oszlifowana, ma nowy blat, czeka żeby ją poskręcać z do kupy i napuścić woskiem. Ale kiedy stanie spowrotem w sypialni gościnnej, nie wiem, bo po mału ogród woła nas do siebie i trzeba będzie zakasać rękawy i chwycić za grabie i łopatę. Więc znowu na jakiś czas pożegnam się z pędzlami, serwetkami, masą solną i podobnymi tam.
A teraz przeskakuję podglądać co słychać u innych bo dawno mnie u was nie było, a tam na pewno sporo się działo.