Tego posta miałam napisać wczoraj z okazji Dnia Dziecka, ale jak to w życiu bywa wszystko się pogmatwało.
Zalało nam piwnicę
Kaśka się pochorowała
Fotografie na wystawę o naszej dzielnicy oddałam za późno do wywołania
Jednym słowem, masakra, jak powiadają moje dzieci.
Tak więc ostatnie dni spędziłam w biegu między szmatami, sztalugami i lekarzem. A wczoraj, zamiast spędzać czas miło z moimi pociechami, jak to było zaplanowane, poprendce rzuciłam im prezenty, pojechałam z wymiotującą i gorączkującą Kasią do apteki, przywiozłam babcię do opieki i pognałam kończyć foto wystawę. Wróciłam skonana około 22 godz. a moje córcie czekały na mnie w łóżku, żeby mnie pocieszyć. Czy to aby na pewno było ich święto, nawet nie zadzwoniłam do Kacperka, ale to już kawał chłopa, niedługo sam może być tatą. Tak więc w tym roku Dzień Dziecka był z leksza wybrakowany.
Ale dziś jest już całkiem dobrze, Kaśka po antybiotyku zdrowieje, wystawa przeszła moje oczekiwania (może uda mi się wkleić jakieś sprawozdanie z mojego foto debiutu), w piwnicy już posprzątane, szykujemy się do malowania.
Kiedyś usłyszałam takie zdanie- Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, to opowiedz mu o swoich planach -myślę, że nie źle się śmiali w niebiosach w ubiegłych dniach:)
Dziś wkleję zdjęcia moich dziewczynek, żeby choć trochę się zrehabilitować, no i Kasiula zgubiła dziś trzeci ząbek za co dostała od siostry ogromną watę cukrową i trudno było się powstrzymać się od zrobienia jej zdjęcia, które pokazuje, że choć czasem mamy pod górkę to razem dajemy radę.
Za taki szczerbaty uśmiech można wiele dać:)