Dom Rodzina Hobby Ogród czyli moje małe radości
..............................................................................................................

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Pech chodzi za mną gęsiego

Mówi się, że nie szczęścia chodzą parami. Nieszczęście to to może nie było, ale coś się na mnie uwzięło może to pech. Najpierw dwa tygodnie bez netu z powodu jakieś głupiej awarii, a potem zapomnieliśmy zasilacza do laptopa jadąc na urlop. Myślałam, że wieczorami ponadrabiam zaległości w podglądaniu blogów, pisaniu postów i klops. Karolcia się wściekała, bo nie mogła pisać z Pawełkiem, a Daniel nie miał jak kontrolować firmy na odległość. Wierzcie mi bez kompa to jak poza światem w pewnym sensie.
Ale miało to też pozytywny wymiar, 100% czasu dla rodzinki, więc w zasadzie urlop był udany. Udało nam się pojechać całą rodzinką, co wymagało nie mało gimnastyki, dawno nie byliśmy w pełnym składzie, zawsze komu coś wypadło, tym razem się udało. Zważając na rozrzut wieku naszych pociech wspólne wakacje to teraz już niełatwe zadanie. Nawet jeden z psów się załapał na wyjazd :)















Gdy spacerujemy całą rodzinką, nieznajomi mają problem z określeniem naszej hierarchii. Mała Kasia bywa córką naszego syna i jego narzeczonej lub też swojej starszej siostry Karolci, my tzn ja i mój mąż bywamy dziadkami Kasiuli, Kacper był już bratem swojego taty i mężem swojej mamy czyli moim. Tyle zamieszania potrafi zrobić mała Kaśka i często wychodzi z tego kupa śmiechu. Niestety nie zrobiliśmy sobie zdjęcia całą rodzinką, więc pokazuję familię w kawałkach, można obstawiać "who is who":)
Naprawdę było fajnie, pogoda nie zawsze dopisywała, ale to uroda naszego morza, dla nas to nie był problem, umiemy sobie zagospodarować czas. Napstrykałam mnóstwo zdjęć, ale chcę pokazać parę fotek autorstwa mojego mężusia, który też lubi focić.














Te małe punkciki na ostatnim zdjęciu to my, jakby ktoś nie poznał :)
To taka krótka relacja z ostatnich dwóch tygodni, szybciutko wklejona, bo a nóż jutro znowu braknie mi internetu :), zważając na moje "szczęście" wszystko możliwe.
A w kuchni czeka na mnie już wiadro śliwek od koleżanki z pracy więc pędzę do roboty, bo wieczorem chcę poodwiedzać inne blogi i sprawdzić co mnie ominęło. To prawie miesiąc bez netu, jak ja to przetrwałam?:)

6 komentarzy:

  1. Zdjęcia przepiękne, najważniejsze, że urlop był udany, pozdrawiam serdecznie:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się że pomimo braku netu wyjazd się udał.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawiałam się jaki natłok prac powodował twoje milczenie a to złośliwość przedmiotów martwych.
    Na zdjęciach widać,że odpoczywaliście i przebywaliście ze sobą ,to może ważniejsze, pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Też tak sobie myślałam:)Ważne jest to,że byliście wszyscy razem:))A internet...no cóż..trudno się bez niego żyje ale myślę,ze jak dane by mi było odpocząć od komputera to odpoczęłyby też moje ,,klikające'' ręce :))

    OdpowiedzUsuń
  5. :)) Super Wasza rodzinka wygląda..widać zgrane towarzystwo..:)) Urlop w gronie rodzinnym piękną sprawa jest . Znając moje dziewczyny już by szukały po sklepach nowego zasilacza :)!! Pozdrawiam w ostatnie dni wakacyjne..

    OdpowiedzUsuń
  6. Justynko, dobrze, że na blogu masz całą rodzinkę, na pasku obok, bo faktycznie można się zagubić w tej hierarchii;-) Zdjęcia robione przez męża powaliły na kolana. Na bank nie tylko mnie. Cudne!!! Nasze morze, jak to nasze morze...pogoda w kratę i to szkocką, ale ten jego urok i czar. Kocham ten nasz Bałtyk, nieważne jaką pogodę nam daje Bozia. Ja dodałam fotorelację z gór, a Ty znad morza. Byłam też z rodzinką na urlopie nad naszym morzem, ale byliśmy tak zjęci, że zrobiliśmy może 7 zdjęć. Hmmm...to wina tego, że kolejny raz byliśmy w naszym ulubionym miejscu:-) Pozdrawiam Cię cieplutko:-)

    OdpowiedzUsuń