Zaraz obok leśniczówki była polowa kaplica, gdzie czasami są odprawiane msze na specjalne ''leśne'' okazje.
Ale w leśniczówce wszystko czekało na grzybobranie, gdzie oko zawiesić-wołało-do lasu na grzyby.
Nawet dym z komina ogromnej suszarni grzybów wyganiał w bory.
Hej ho, hej ho na grzyby by się szło....
Zbiory były niczego sobie, chociaż ten rok nie obrodził w runo leśne tak jak ubiegły, jury oceniało najciekawsze okazy, które wprowadzały niektórych w zdumienie....
Jedni zbierali, inni przetwarzali. Ja należę do tych drugich, nie zarazili mnie szukaniem po lesie. Gotowaliśmy, smarzyliśmy, suszyliśmy na potęgę.
Po pracy poszłyśmy z Kasią do lasu ale na spacer, bez koszyków, to bardziej bezpieczne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz