Dom Rodzina Hobby Ogród czyli moje małe radości
..............................................................................................................

środa, 29 sierpnia 2012

Samochwała blog pisała

Wygląda na to, że pani Świdrygałki :) przegoniła mojego pecha, dziś w mim poście same radości. Będę się chwaliła.
Nr 1



 
Dostałem wyróżnienie, które mnie ucieszyło. Nie wiem za bardzo "czym to się je", ale chyba powinnam, wkleić ów obrazek i wyróżnić kilka innych blogów. Czy każdy może wymyślić swoje wyróżnienie (znak graficzny), przyznać według uznania i ustalić kryteria (np mniej niż 200 obserwatorów)?
 Posyłam to słodziutką babeczkę dalej, do słodziutkich babeczek :
 Mony z M jak marzenie
 Jazz z Dawno-dawno temu
 Małgosi z Moja chwila
 Szalir z Zacisze A

Nr 2
A oto moje łupy urlopowe.




















Wiem, że jedno zdjęcie aniołka by wystarczyło, ale on jest taki ładny..., no i jest mój :)
Trochę wypłukanych drewienek i muszelek, tylko gdzie ja je powciskam ?
I jeszcze dwie książki (w promocyjnej cenie, parę złoty), mam już mnóstwo planów na dekoracje i potrawy z orzechami. Niedługo wieczory będą dłuższe, a i skończą się prace na ogrodzie, więc można się wyżywać twórczo na całego. Więc gdy lato się skończy, jesień przyniesie ze sobą inne przyjemności.

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Pech chodzi za mną gęsiego

Mówi się, że nie szczęścia chodzą parami. Nieszczęście to to może nie było, ale coś się na mnie uwzięło może to pech. Najpierw dwa tygodnie bez netu z powodu jakieś głupiej awarii, a potem zapomnieliśmy zasilacza do laptopa jadąc na urlop. Myślałam, że wieczorami ponadrabiam zaległości w podglądaniu blogów, pisaniu postów i klops. Karolcia się wściekała, bo nie mogła pisać z Pawełkiem, a Daniel nie miał jak kontrolować firmy na odległość. Wierzcie mi bez kompa to jak poza światem w pewnym sensie.
Ale miało to też pozytywny wymiar, 100% czasu dla rodzinki, więc w zasadzie urlop był udany. Udało nam się pojechać całą rodzinką, co wymagało nie mało gimnastyki, dawno nie byliśmy w pełnym składzie, zawsze komu coś wypadło, tym razem się udało. Zważając na rozrzut wieku naszych pociech wspólne wakacje to teraz już niełatwe zadanie. Nawet jeden z psów się załapał na wyjazd :)















Gdy spacerujemy całą rodzinką, nieznajomi mają problem z określeniem naszej hierarchii. Mała Kasia bywa córką naszego syna i jego narzeczonej lub też swojej starszej siostry Karolci, my tzn ja i mój mąż bywamy dziadkami Kasiuli, Kacper był już bratem swojego taty i mężem swojej mamy czyli moim. Tyle zamieszania potrafi zrobić mała Kaśka i często wychodzi z tego kupa śmiechu. Niestety nie zrobiliśmy sobie zdjęcia całą rodzinką, więc pokazuję familię w kawałkach, można obstawiać "who is who":)
Naprawdę było fajnie, pogoda nie zawsze dopisywała, ale to uroda naszego morza, dla nas to nie był problem, umiemy sobie zagospodarować czas. Napstrykałam mnóstwo zdjęć, ale chcę pokazać parę fotek autorstwa mojego mężusia, który też lubi focić.














Te małe punkciki na ostatnim zdjęciu to my, jakby ktoś nie poznał :)
To taka krótka relacja z ostatnich dwóch tygodni, szybciutko wklejona, bo a nóż jutro znowu braknie mi internetu :), zważając na moje "szczęście" wszystko możliwe.
A w kuchni czeka na mnie już wiadro śliwek od koleżanki z pracy więc pędzę do roboty, bo wieczorem chcę poodwiedzać inne blogi i sprawdzić co mnie ominęło. To prawie miesiąc bez netu, jak ja to przetrwałam?:)

wtorek, 14 sierpnia 2012

Bez internetu-masakra


Dwa tygodnie bez internetu, to masakra. Dopiero po takiej awarii, widzę jak bardzo ułatwia nam życie codzienne, rachunki, informacje, przepisy kulinarne, no i śmieszne - jeśli czegoś nie wiesz to sprawdź w necie- tego chyba brakowało nam najczęściej. No i nie wspomnę o przyjemnościach, np blogowanie.
Ale za to ile czasu miałam na plewienie ogródka i zaprawianie słoików. Moja piwnica pęka w szwach, pomału brakuje mi pustych słoików. W tym roku mam ogórki w kilku wersjach, kompoty z przeróżnych owoców, nawet zrobiłam soki pomidorowe, tylko kto to powypija,  dzieci wolały by colę, ale w tym roku będzie bardziej eco. A dżemy to już hurtem zaprawiałam, z tym moja rodzinka uwija się najprędzej i najchętniej,część z nich nawet obfociłam  ....









Najwięcej oczywiście robię truskawkowych, bo najlepsze na bułkę i do naleśników. I choć ich najwięcej to i tak pierwsze znikają. Potem wzięcie mają wiśniowe, pyszne do rogalików z ciasta francuskiego.






No i na koniec coś dla mnie, jagodowe, tych się moje dzieci nie dotykają, są tylko dla mnie....









Bardzo słodko wszystkich pozdrawiam i pędzę nadrabiać zaległości w podczytywaniu zaprzyjaźnionych blogów, stęskniłam się już za buszowaniem po waszych wpisach.