Dziś będzie bardzo smutno. Po 11-tu latach opuściła nas Kona, nasza psinka. Od jakiegoś czasu już chorowała, nie pomogła kolejna operacja, jej czas z nami dobiegł już końca. To był wspaniały pies, wiem, że ludzie obawiają się rasy doberman bo uchodzi za agresywną ale wszystko zależy od rodziny w której mieszka. My mieliśmy szczęście współmieszkać kolejno z dwoma sukami tej rasy, odchowaliśmy z nimi troje dzieci, nasz dom zawsze był domem otwartym dla znajomych i ich pociech, które uwielbiały bawić się z naszymi psami. Dzieci właziły im na głowę dosłownie i w przenośni a one miały dla nich mnóstwo cierpliwości. To rasa bardzo karna i bardzo posłuszna a suki są obdarzone olbrzymim instynktem macierzyńskim i uwielbiają zabawę, są bardzo inteligentne, przez co łatwe do ułożenia. Są też bardzo opiekuńcze, pamiętam jak pilnowały dzieci na spacerze by gdzieś nie zboczyły, jak ciągały maluchy na sankach lub jak malutki Filip (synek mojej siostry) spał z Herą (pierwszą naszą psinką) w jej legowisku albo jak podbierał jej żarcie z miski a ona robiła mu miejsce, żeby mógł popróbować czy dobre.
Cały wieczór dzisiaj wspominamy i pochlipujemy sobie.
Nasza Kona zgodnie żyła z naszą kotką i psem naszego syna, uwielbiała jeździć na spacery do lasu nawet zimą, gdy marzły jej łapy. A latem wylegiwała się w pełnym słońcu na ogrodzie i podglądała ryby w stawie. Uwielbiała się bawić, biegać za rzuconą piłką, której potem nie chciała oddać albo szarpać się z kimś o starą szmatę. Umiała różne sztuczki, których nauczył ją Kacper i lubiła spać pod biurkiem Kasi.
Nasze psiaki dały nam mnóstwo radości, ukradły nam po kawałku serca i będziemy zawsze je ciepło wspominać.